Pewnego dnia redakcja Nowego Dziennika otrzymała list od czytelnika zapytującego czy nie bylibyśmy zainteresowani jego niecodziennym życiorysem .
Skontaktowałam się z Panem Rafałem Strzałkowskim, młodym adwokatem, mieszkającym w Gainesville na Florydzie. Oto jego historia: urodziłem sie w 1979 roku w Warszawie jako wcześniak z porażeniem mózgowym. Rodzice, a szczególnie moja mama, robili wszystko aby moje życie było jak najbardziej normalne. Moje najwcześniejsze wspomnienia z dzieciństwa to niekończące się godziny ćwiczeń rehabilitacji fizycznej. Nic nie było łatwe ani nie przychodziło samo z siebie. Przyzwyczaiłem się do tego ,że wszystko trzeba wielokrotnie powtarzać i próbować aby osiągnąć zamierzony wynik. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, iż dało mi to kapitał wytrwałości, pewność opartą na doświadczeniu, iż jeśli coś nie udaje się za pierwszym razem, to nie jest to powód do zaprzestania wysiłków. Wręcz przeciwnie, należy upragnionemu celowi poświęcić jeszcze więcej energii , uwagi i czasu.
E.B. - Panie Rafale, a jak wyglądały Pana lata szkolne ?
R.S.
– Zacz
ęło s
ię również nie bez przeszkód. Moja mama musiała walczyć abym nie wylądował w szkole specjalej z programem dla dzieci upośledzonych umysłowo . Niestety nawet w
śr
ód w
ładz szkolnych panowa
ło wtedy przekonanie, i
ż chorzy na pora
żenie m
ózgowe nie s
ą w stanie rozwija
ć si
ę intelektualnie tak jak fizycznie zdrowe dzieci. Jednak z pomoc
ą rodzic
ów i starszego brata uda
ło mi si
ę szko
łę sko
ńczy
ć.Dla osoby pe
łnosprawnej niewyobra
żalna jest zwi
ązana z tym logistyka. Przeszkodami mog
ą by
ć schody, za w
ąskie na w
ózek inwalidzki drzwi, autobusy bez spuszczanych platform i kierowcy, kt
órzy tych platform, je
śli ju
ż w nich s
ą, nie spuszczaj
ą. By
łem wi
ęc zdany na nieustaj
ącą pomoc rodziny i koleg
ów.
Szkołę skończyłem częściowo w kraju a częściowo na Węgrzech gdzie miałem większą szansę rehabilitacji. Nauczyłem się płynnie mówić po węgiersku.
E.B. – Pana starszy brat studiował informatykę, czym kierował się Pan w wyborze studiów ?
R.S. – Wybrałem prawo na Uniwersytecie Warszawskim ponieważ chciałem wpływać w pozytywny sposób na życie innych osób a miałem już zawsze łatwość do nauki języków, formułowania i wyrażania myśli.
E.B. Musiał być pan bardzo dumny z siebie po ukończeniu studiów...
R.S. Tak, naturalnie. Ukończyłem je z wynikiem Summa um laude . Niestety nie trwało to zbyt długo bo okazało się wkrótce że nikt nie chciał mnie zatrudnić. Wpadłem w prawdziwą depresję wszyscy dookoła pracowali, byli zajęci swoim życiem, mieli własne sprawy a ja po raz pierwszy nie widziałem żadnych perspektyw na przyszłość, nie chciałem ich wciąż prosić o pomoc w poruszaniu się po mieście i zacząłem wieść życie samotnika.
E.B. – Jak udało się Panu ponownie złapać wiatr w żagle ?
R.S. – Z pomocą przyszła mi przedstawicielka mojej uczelni, proponując udział w programie międzynarodowej wymiany i współpracy pomiędzy Uniwersytetem Warszawskim a Uniwersytetem Stanowym Florydy w Gainesville. Pomysł wydawał się szalony, nigdy przedtem nie mieszkałem sam, nawet mój zwykle bardzo pozytywnie nastawiony do życia brat przepowiadał, że wrócę najpóźniej za trzy miesiące. Ja jednak podjąłem wyzwanie, chciałem żyć, pracować, być szanowanym za to kim jestem i co osiągnąłem. Normalne dążenia dorosłego mężczyzny. Chciałem normalności. Chciałem być brany przez ludzi poważnie.
E.B.- Jak długo mieszka Pan w Gainesville ?
R.S. – Minęło już siedem lat. Po zakończeniu programu, zdecydowałem się na amerykańskie studia prawnicze, które już ukończyłem a teraz pracuję jako adwokat w Fundacji Jordana Klausnera. Jej celem jest pomoc dzieciom niepełnosprawnym neuromotorycznie oraz ich rodzicom.
E.B. Czytałam, iż fundację założył ojciec czteroletniego chłopca, zmarłego wskutek komplikacji spowodowanych porażeniem mózgowym.
R.S. – Tak, podziwiam i szanuję tego człowieka. Doktor James Klausner oprócz własnej pracy naukowej i dydaktycznej w dziedzinie fizyki prowadzi aktywnie fundację , która ma własną szkołę w Gainesville. Marzymy o tym żeby inicjatywa rozszerzyła się na inne obszary kraju.
E.B. – A jak radzi pan sobie z trudami życia praktycznego ?
R.S. – Na początku mieszkałem z kolegą z Polski, mieszkanie nie było zbyt dobre na moje potrzeby i za ciasne. Meble, nie zawsze dostępne z pozycji wózka inwalidzkiego dosłownie atakowały mnie, od niedawna mam większe, samodzielne mieszkanie, w którym świetnie sobie radzę.
E.B.- Co robi pan poza pracą?
R.S. - Gainesville to urocze miasto, pełne kawiarenek, spotykam się z przyjaciółmi, poruszam się po mieście dużo i swobodnie.
E.B.- Co poradziłby Pan młodym ludziom z podobnym schorzeniem w kraju?
R.S.- Najważniejsza jest praca nad sobą zarówno w aspekcie fizjologicznym jak i intelektualnym.
Nic nir przychodzi samo, wytrwałość I nieustanna praca.
Marzę o tym żeby organizacja nasza rozprzestrzeniła się również na Polskę i chętnie podzielę się z zainteresowanymi osobami moimi doświadczeniami i zdobytą wiedzą.
Można się też ze mną zaprzyjaźnić na Facebook I czytać mój blog Lawyer On Wheals pod adresem : Blog.JordanKlausner .org
E.B. – Dziękuję w imieniu czytelników Nowego Dziennika za interesująca rozmowę i do zobaczeniw w Gainesville.
R.S. – Tak, serdecznie zapraszam do zwiedzenia fundacji i szkoły w imieniu własnym i Doktora
Jamesa Klausnera.
Elwira Blazewicz, Nowy Dziennik